Ja nie pomagam ani bogatym, ani biednym. Ja pomagam ludziom.”

Antoni Kosiba – znachor

W czym tkwi fenomen „Znachora” Tadeusza Dołegi Mostowicza? Z jakiego powodu historia genialnego chirurga, który w wyniku napadu traci pamięć i przemierza Polskę w poszukiwaniu swojego miejsca wzbudza tak wiele emocji, empatii i współczucia? I dlaczego film oparty na powieści Dołegi Mostowicza jest jednym z najchętniej oglądanych i najczęściej emitowanych filmów w telewizji?

To zasługa przede wszystkim ogromnego serca wiejskiego znachora Antoniego Kosiby (czyli tak naprawdę skromnego kardiochirurga Rafała Wiczura), jego życzliwości i otwartości na każdego człowieka. Samotny wędrowiec pozbawiony pamięci, a wiec tożsamości, wspomnień czy relacji zawsze staje po stronie skrzywdzonych, potrzebujących pomocy ludzi. Nigdy nie odmawia swojego wsparcia, rady, ani czasu. Zostaje wiejskim znachorem i wykorzystuje swoje umiejętności, by ratować cudze życie i zdrowie. Nie żywi do nikogo urazy, przebacza wyrządzono mu zło i zawsze postępuje zgodnie z nakazami moralności.

Sceną, która zawsze mocno do mnie przemawia i długo żyje we mnie po zakończonej lekturze, jest operacja źle nastawionych kości młodego Wasylki. Zaufanie, jakie w Antonim pokłada młody chłopak, ta ogromna chęć odzyskania pełnej władzy nad swoim ciałem, wdzięczność rodziny za ocalenie życia Wasylki, dozgonna wdzięczność i przywiązanie do znachora sprawia, że od nowa definiuję swój własny świat potrzeb, pragnień i chęci.

 

Zachęcam do sięgnięcia po tę wyjątkową książkę właśnie w wakacje, kiedy możemy się zatrzymać i przyjrzeć własnej duszy, kiedy możemy zadać sobie pytanie o to, co tak naprawdę jest w życiu ważne.

Barbara Moniuszko